fbpx
Zobacz więcej
Góry Ruwenzori, czyli jeden z najpiękniejszych zakątków Ugandy - relacja z wyprawy - zrobiliśmy to!
26 maja 2022

Góry Ruwenzori, czyli jeden z najpiękniejszych zakątków Ugandy – relacja z wyprawy

Góry Ruwenzori to niezwykle pasmo górskie w środkowej Afryce. Leżą one na granicy pomiędzy Ugandą a Demokratyczną Republiką Konga. Zgodnie z domysłami naukowców góry te po raz pierwszy zostały opisane przez Ptolemeusza około 150 roku n.e. Wtedy nazwał je Górami Księżycowymi, co całkiem dobrze oddaje ich położenie oraz piękno okolicy, w której się znajdują. Wyprawa do Ugandy powinna koniecznie zostać zwieńczona zdobyciem najwyższego szczytu Ruwenzori, czyli Góry Stanleya. Dokładnie jednak najwyższym punktem do zdobycia jest jeden z wierzchołków tej góry – Szczyt Małgorzaty albo po prostu Margharita Peak. Wejście na trzeci szczyt Afryki to niesamowita przygoda połączona z dzikim trekkingiem przez gęsty las i okazja do zobaczenia prawdziwego oblicza kontynentu.

Wyprawa do Ugandy – kraju na równiku

Uganda jest jednym z sześciu afrykańskich krajów, przez które przebiega równik. Łatwo więc domyślić się, że pogoda, która panuje w tej okolicy, może być uciążliwa dla przeciętnego Europejczyka. To kraj wysokich traw i otwartych ludzi. Pod względem atrakcyjności turystycznej Uganda w niczym nie ustępuje swoim sąsiadom, czy Tanzanii, która należy do najczęściej wybieranych przez turystów państw w regionie. Do niedawna dyktatura i konflikty w Ugandzie odstraszały turystów i nie zachęcały do wypraw w Ruwenzori. Teraz sytuacja się uspokoiła, więc więcej turystów ma szansę przeżyć przygodę życia właśnie w tych górach. To właśnie tutaj można bawić się z szympansami w parku narodowym albo obejrzeć największe w regionie i osławione już Jezioro Wiktorii.

Najlepszy czas na takie wyprawy

Świetną sprawą jest trekking w Ruwenzori – Uganda zaprasza turystów właśnie na takie wyprawy. Te góry są wprost wymarzone do tego, by po nich chodzić. Droga na szczyt jest długa, ale jest też bardzo przyjemna. Najlepszym miesiącem na trekking bez wątpienia jest styczeń. Oczywiście nie jest on tutaj mroźny jak w Polsce. W Ugandzie w tym miesiącu zwykle jest około 23 – 26 stopni Celsjusza. Nie można jednak dać się zwieść tym pozorom, na szczycie Margherity na pewno będzie dużo zimniej, bo znajduje się ona aż 5109 m n.p.m. To najwyższe miejsce Ruwenzori i trzecie co do wysokości w całej Afryce. Wyższe jest tylko Kilimandżaro w Tanzanii, które ma 5895 m n.p.m oraz Mount Kenya w Kenii – 5199 m n.p.m. Trzeba też podkreślić, że w górach Ruwenzori znajduje się lodowiec, więc trzeba przygotować się na dość zmienne i groźne warunki pogodowe.

Na eskapadę trzeba zabrać ze sobą ciepłe ubrania, sprzęt wspinaczkowy, raki i czekan. Obowiązkowe jest też porządne obuwie trekkingowe. W zwykłych butach sportowych w ogóle nie powinno się wchodzić na szlak. Wejście na Margharitę to nie jest wycieczka nad Morskie Oko. Koniecznie trzeba też mieć dobrą kondycję fizyczną, bo podczas wyprawy nie będzie zbyt dużo czasu na odpoczynek. To dość wymagająca trasa. Zaletą będzie też przynajmniej podstawowa znajomość wspinaczki. Na pewno wyprawa do Ugandy Ruwenzori nie jest propozycją dla osób, które jeszcze nigdy i nigdzie się nie wspinały. Dobrym pomysłem może być wzięcie kilku lekcji u profesjonalistów oraz wejście na niższe, rodzime szczyty o dość prostym podejściu. Pamiętajmy, żeby nauczyć się biegać, najpierw trzeba nauczyć się chodzić.

Wchodzimy na szlak!

Początek szlaku prowadzącego w głąb Gór Księżycowych znajduje się w Nyakalengija. To maleńka wioska, z której wyruszają wszystkie wyprawy w te góry. W niej też znajduje się siedziba władz, które zarządzają Parkiem Narodowym Rwenzori. To oczywiste, że taki skarb przyrodniczy należy odpowiednio chronić – także przed turystami, którzy nie zawsze potrafią go uszanować. Pracownik parku wyjaśnił, jakie zasady panują na szlaku, co wolno robić podczas wyprawy, a co jest zabronione. Pokazał prezentację na temat całego planowanego trekkingu. Na mapie zaznaczono noclegi, wskazano warunki, jakie aktualnie panują na trasie oraz podkreślono zasady bezpieczeństwa, których należy bezwzględnie się trzymać.

W międzyczasie w pobliżu budynku władzy zebrał się niewielki tłum osób, które każdego dnia biorą udział w wyprawie w góry. To lokalni mieszkańcy, którzy zarabiają jako kucharze, tragarze i oczywiście – przewodnicy. Bez nich wyprawa w Ruwenzori jest skazana na porażkę, bo to oni najlepiej wiedzą, jak się poruszać w tym dość trudnym terenie. Zwykle ekipa osób zabezpieczających wyprawę to kilkanaście osób. Czy to dużo? Raczej nie. Jeśli weźmie się pod uwagę, ile rzeczy trzeba zabrać ze sobą, by przygotować nocleg i odpowiednio zabezpieczyć wyprawę, taka liczba jest uzasadniona. Dzięki zgranej ekipie trasę można pokonać zdecydowanie bezpieczniej i szybciej. Poza tym… ludzie z wioski Nyakalengija żyją głównie dzięki przychodom pochodzącym od turystów. Taką mają pracę, a koszt ich usług w porównaniu do europejskich zarobków jest naprawdę niewielki.

Las deszczowy Ruwenzori, czyli królestwo małp

Pierwszego dnia trekkingu weszliśmy w las deszczowy. To bardzo egzotyczny teren, który w gruncie rzeczy jest pokryty dżunglą przypominającą tą w Amazonii. Tutaj trudno nawet stwierdzić, że jesteśmy w górach, bo roślinność dość szczelnie zasłania widok. Gdzieś daleko słychać małpy. Po drodze przechodzą kameleony, które spacerują sobie po ścieżce jak w Polsce ślimaki. Jest też sporo ptaków, które poruszają się tak szybko, że ciężko jest rozpoznać gatunki. Tutaj grube ubrania i czekany są jeszcze niepotrzebne, ale za kilka dni to się zmieni.

Kolejnego dnia w końcu możemy zobaczyć cel wyprawy – Margheritę. Jest ona jeszcze bardzo daleko, a droga do niej wydaje się dość niedostępna. Na początek należy pokonać rozległe bagno. W zależności od tego, jaka jest pogoda, można pokonać je dzięki ułożonym kładkom albo też trzeba pogodzić się z losem i przejść je brodząc. Na szczęście trafiliśmy na suchą porę i nie musimy moczyć się w budzącej wiele wątpliwości wodzie. Kładki i konstrukcje z gałęzi wystarczą, by przejść bagnisty odcinek suchą nogą.

Trzeciego dnia dotarliśmy do Bujuku Hut, która leży w pobliżu jeziora o tej samej nazwie. Znajduje się ono na wysokości 3900 m n.p.m., ale mimo to i panującego tu już dość odczuwalnego chłodu – woda w nim nie zamarza. Niestety nie ma w niej ryb, które pewnie mogłyby być dla mieszkańców stałym źródłem pożywienia. Idziemy dalej przez trasę upstrzoną łąkami i bagnami. Widoki na tym odcinku są wyjątkowo malownicze. To okolica wzgórz Mount Speke oraz Mount Baker, które są niższe od Margharity, ale z pewnością nie są od niej mniej ciekawe.

Elena Hut – wioska turystyczna dla wspinaczy

Kolejną noc spędzamy w Elena Hut. Trudno nazwać to miejsce wioską, bo docierają tu wyłącznie turyści na wyprawach oraz ich ekipy, które zajmują się organizacją wyprawy. Jesteśmy już 4500 m n.p.m., ale jeszcze tak właściwie nie było potrzeby sięgać po sprzęt. Do tego momentu wyprawa przypominała długi spacer. Od następnego dnia ma się to zmienić, bo Margherita Peak jest wyzwaniem. W nocy jest tutaj aż minus 7 stopni Celsjusza. W tej temperaturze lodowiec na wierzchołku na pewno ma się dobrze. Żeby go zobaczyć, trzeba wstać jeszcze przed świtem i zacząć podejście jak najwcześniej. W ciągu dnia, kiedy słońce operuje na większej wysokości, lodowiec zaczyna się roztapiać i nie wygląda już tak malowniczo.

Przed wyruszeniem w trasę koniecznie trzeba się ciepło ubrać. Im wyżej będziemy, tym zimniej się zrobi. Wspinaczkę zaczynamy jeszcze po ciemku, by mieć okazję zobaczyć lodowiec. Jeśli zajmie nam to za dużo czasu, to najprawdopodobniej główny cel wyprawy okaże się fiaskiem. Wyposażenie podstawowe na tym etapie to mocne czołówki i liny do wspinaczki. Bez nich mogłoby zrobić się niebezpiecznie.

Świt zastaje nas w trasie. Powoli niebo zaczyna się robić coraz bardziej pomarańczowe i jasne. W tej okolicy wygląda to wyjątkowo malowniczo, bo nic nie zasłania widoków. Jesteśmy tylko my, Margharita i słońce.

Ostatni etap – wejście na szczyt

Przygotowujemy się do najtrudniejszego etapu wejścia – wdrapania się na wierzchołek. Teraz konieczne jest już włożenie raków i uprzęży. Na tym odcinku szczególnie przyda się też doświadczenie i umiejętności wspinaczkowe. Coraz bardziej czuć, że słońce zaczyna grzać. Nie jest upalnie, ale jest zdecydowanie cieplej niż przed świtem. Dla bezpieczeństwa jesteśmy powiązani linami, których się trzymamy. Marsz w tych najtrudniejszych warunkach zajmuje około dwóch godziny. W tym czasie z pewnością dostarczył on sporo emocji. Trzeba było mijać szczeliny, przeskakiwać je i równocześnie uważać na lodowe nawisy. To trudny odcinek, ale nagrodą za jego pokonanie jest Margharita, która teraz jest już wyjątkowo blisko.

Na tej wysokości mogą już pojawić się pewne problemy z oddychaniem, zwłaszcza u osób, które nie są przyzwyczajone do wspinaczki. Wydolność organizmu jest zdecydowanie niższa. Kolejne kroki oznaczają spory wysiłek… ale szczyt jest już naprawdę blisko. Z góry rozpościera się niesamowity widok na Ugandę i Kongo. Z tej wysokości wszystko wydaje się maleńkie. Na wierzchołku nie możemy spędzić zbyt dużo czasu. Kiedy my podziwiamy okolicę, lodowiec topnieje i zapewnia coraz mniejsze oparcie rakom. Dlatego pokonanie drogi powrotnej jest zdecydowanie trudniejsze. Wszyscy mamy też zdecydowanie mniej sił, niż na początku tego dnia… ale na pewno to była przygoda, którą warto było przeżyć.